25-07-2011 16:09
KB#23 Widok ze wzgórza
W działach: lans | Odsłony: 11
Fantastykę łykałem jeszcze zanim zyskałem pełną samoświadomość.
Mój ojciec miał całkiem pokaźną bibliotekę fantasy. Jak przez mgłę pamiętam, że jako małe szkraby wraz z bratem codziennie przed snem słuchaliśmy jak tata czytał nam różne książki. Tak poznałem np. Hobbita zanim jeszcze nauczyłem się czytać.
Pamiętam, że kiedy zasypiałem po kilkunastu minutach słuchania o krasnoludach, śniły mi się przygody w nieznanych światach...
Wiele lat później, około 4 klasy podstawówki (chyba), kiedy sam już przeczytałem sporo klasyki (Świat Czarownic, Diuna, Tytan (sic!), Władca Pierścieni, Conan itp itd.) zdarzyło się, że natrafiłem w kiosku na pismo "Magia i Miecz". Kupiłem, przeczytałem z wypiekami na twarzy.
Najzabawniejsze, że zupełnie nie miałem pojęcia, co to są gry RPG. Dziwiłem się, dlaczego oni w tym miesięczniku piszą o tych wszystkich przygodach, stworach i bohaterach, jakby to wszystko istniało naprawdę? :)
Miałem do czynienia już z przygodowymi planszówkami (które kupował nam tata). Klasyczne pozycje takie jak Robin Hood czy Komandosi. Pamiętam też, że robiłem własne proste (i mniej proste) planszówki, jak wyścigi, w których na wycięte z kartonu "karty pojazdów" można było nakładać żetony z upgrade'ami silników, kół i innych takich kupione za pieniądze z wygranych wyścigów, albo grę planszową (z elementami RPG) pod tytułem Mortal Kombat... System walki (czy raczej jego główna idea) z tej gierki towarzyszy mi w pewnym sensie do dziś, w kolejnych wcieleniach Infusion.
Ale o RPG nawet nie marzyłem.
Zdarzyło się, że pojechałem na kolonie. Do tego czasu kupiłem już z pięć czy sześć numerów MiM, bo uwielbiałem to pismo, choć wciąż nie łapałem za bardzo co i jak.
Na koloniach trafił się chłopaczek, który, jak się okazało, grał w RPG! W jakiegoś łarhamera. Ależ się ucieszyłem! Zagrałem z nim raz. I była to sesja fatalna, z winy MG, pamiętam to jak dziś. Siedziałem grzecznie, uśmiechałem się i próbowałem grać, chłonąc wszystkie fakty i garść zasad Warhammera. Ale w moim mózgu jak mantra pobrzmiewało zdanie: "Ha! To jest słabe! Ta sesja jest słaba. Ta gra ma taki potencjał, a on go nie wykorzystuje! Mógłbym zrobić to lepiej. Na pewno zrobię to lepiej. To będzie niesamowite. Tylko poczekajcie!"
Jako gracz bawiłem się nieźle, ale wiedziałem, że powinienem prowadzić, żeby upewnić się, że "ktoś to zrobi dobrze". Do tej pory pamiętam coś, co dla mnie będzie pewnym symbolem obrazującym ideę "wolności" w RPG.
Jako gracz na sesji pamiętam moment, kiedy z wyciągniętym mieczem wlazłem na wzgórze, o którym opowiedział "tak sobie" MG i powiedziałem, że rozglądam się dookoła.
Kiedy MG opisywał widoki i otaczające nas krainy (aż tak zły nie był) wiedziałem, że mogę zejść z tego wzgórza i pójść gdzie dusza zapragnie, nawet jeżeli tego nie ma w scenariuszu. Zobaczyć, co słychać w tym lesie. Albo przejść się na tamte bagna. Albo wspiąć się na tamtą górę...
To było niesamowite uczucie.
Wróciłem do domu.
Ponieważ mieszkałem pod Warszawą, a kasy nie było, takoż kontaktów czy innych graczy w okolicy, postanowiłem wyprodukować własny wariant Warhammera. Proste, procentowe statsy, dużo kostek, wymyślane na bieżąco zasady, mój brat oraz jego kumpel.
Pierwszą sesję zapamiętam do końca życia. Ponieważ chyba od urodzenia byłem estetą, każdy z graczy miał unikalną kartę postaci, obrazek, a do sesji narysowałem mapę i poplamiłem herbą jak trzeba.
To było absolutnie popowe fantasy, choć, oczywiście, myślałem że to super oryginalny pomysł. Graliśmy tę sesję z sześć godzin, może więcej. Od wyruszenia z Nulx ( XD ) aż do zabicia głównego adwersarza. W pamięć zapadła walka z wywerną w... cóż. W Dolinie Wywerny.
Kiedy skończyliśmy i kładłem się spać, wiedziałem, że oto znalazłem bezcenny skarb. Z wrażenia nie mogłem zasnąć, już planując kolejne przygody...
Dziś sam jestem dziadkiem...
Wróć.
Jeszcze nawet ojcem nie jestem. Ale będę. I chyba z całego czasu "ojcowania" najbardziej marzę o tej chwili, kiedy pierwszy raz będę mógł zagrać z moimi dziećmi...
Będę mógł pierwszy raz zobaczyć wyraz twarzy dzieciaka, który dowiaduje się o istnieniu czegoś tak fantastycznego jak RPG.
Mój ojciec miał całkiem pokaźną bibliotekę fantasy. Jak przez mgłę pamiętam, że jako małe szkraby wraz z bratem codziennie przed snem słuchaliśmy jak tata czytał nam różne książki. Tak poznałem np. Hobbita zanim jeszcze nauczyłem się czytać.
Pamiętam, że kiedy zasypiałem po kilkunastu minutach słuchania o krasnoludach, śniły mi się przygody w nieznanych światach...
Wiele lat później, około 4 klasy podstawówki (chyba), kiedy sam już przeczytałem sporo klasyki (Świat Czarownic, Diuna, Tytan (sic!), Władca Pierścieni, Conan itp itd.) zdarzyło się, że natrafiłem w kiosku na pismo "Magia i Miecz". Kupiłem, przeczytałem z wypiekami na twarzy.
Najzabawniejsze, że zupełnie nie miałem pojęcia, co to są gry RPG. Dziwiłem się, dlaczego oni w tym miesięczniku piszą o tych wszystkich przygodach, stworach i bohaterach, jakby to wszystko istniało naprawdę? :)
Miałem do czynienia już z przygodowymi planszówkami (które kupował nam tata). Klasyczne pozycje takie jak Robin Hood czy Komandosi. Pamiętam też, że robiłem własne proste (i mniej proste) planszówki, jak wyścigi, w których na wycięte z kartonu "karty pojazdów" można było nakładać żetony z upgrade'ami silników, kół i innych takich kupione za pieniądze z wygranych wyścigów, albo grę planszową (z elementami RPG) pod tytułem Mortal Kombat... System walki (czy raczej jego główna idea) z tej gierki towarzyszy mi w pewnym sensie do dziś, w kolejnych wcieleniach Infusion.
Ale o RPG nawet nie marzyłem.
Zdarzyło się, że pojechałem na kolonie. Do tego czasu kupiłem już z pięć czy sześć numerów MiM, bo uwielbiałem to pismo, choć wciąż nie łapałem za bardzo co i jak.
Na koloniach trafił się chłopaczek, który, jak się okazało, grał w RPG! W jakiegoś łarhamera. Ależ się ucieszyłem! Zagrałem z nim raz. I była to sesja fatalna, z winy MG, pamiętam to jak dziś. Siedziałem grzecznie, uśmiechałem się i próbowałem grać, chłonąc wszystkie fakty i garść zasad Warhammera. Ale w moim mózgu jak mantra pobrzmiewało zdanie: "Ha! To jest słabe! Ta sesja jest słaba. Ta gra ma taki potencjał, a on go nie wykorzystuje! Mógłbym zrobić to lepiej. Na pewno zrobię to lepiej. To będzie niesamowite. Tylko poczekajcie!"
Jako gracz bawiłem się nieźle, ale wiedziałem, że powinienem prowadzić, żeby upewnić się, że "ktoś to zrobi dobrze". Do tej pory pamiętam coś, co dla mnie będzie pewnym symbolem obrazującym ideę "wolności" w RPG.
Jako gracz na sesji pamiętam moment, kiedy z wyciągniętym mieczem wlazłem na wzgórze, o którym opowiedział "tak sobie" MG i powiedziałem, że rozglądam się dookoła.
Kiedy MG opisywał widoki i otaczające nas krainy (aż tak zły nie był) wiedziałem, że mogę zejść z tego wzgórza i pójść gdzie dusza zapragnie, nawet jeżeli tego nie ma w scenariuszu. Zobaczyć, co słychać w tym lesie. Albo przejść się na tamte bagna. Albo wspiąć się na tamtą górę...
To było niesamowite uczucie.
Wróciłem do domu.
Ponieważ mieszkałem pod Warszawą, a kasy nie było, takoż kontaktów czy innych graczy w okolicy, postanowiłem wyprodukować własny wariant Warhammera. Proste, procentowe statsy, dużo kostek, wymyślane na bieżąco zasady, mój brat oraz jego kumpel.
Pierwszą sesję zapamiętam do końca życia. Ponieważ chyba od urodzenia byłem estetą, każdy z graczy miał unikalną kartę postaci, obrazek, a do sesji narysowałem mapę i poplamiłem herbą jak trzeba.
To było absolutnie popowe fantasy, choć, oczywiście, myślałem że to super oryginalny pomysł. Graliśmy tę sesję z sześć godzin, może więcej. Od wyruszenia z Nulx ( XD ) aż do zabicia głównego adwersarza. W pamięć zapadła walka z wywerną w... cóż. W Dolinie Wywerny.
Kiedy skończyliśmy i kładłem się spać, wiedziałem, że oto znalazłem bezcenny skarb. Z wrażenia nie mogłem zasnąć, już planując kolejne przygody...
Dziś sam jestem dziadkiem...
Wróć.
Jeszcze nawet ojcem nie jestem. Ale będę. I chyba z całego czasu "ojcowania" najbardziej marzę o tej chwili, kiedy pierwszy raz będę mógł zagrać z moimi dziećmi...
Będę mógł pierwszy raz zobaczyć wyraz twarzy dzieciaka, który dowiaduje się o istnieniu czegoś tak fantastycznego jak RPG.
28
Notka polecana przez: Ardavel, chimera, Cooperator Veritatis, Dagobert, de99ial, dzemeuksis, EstVi, Habib, karp, kbender, KFC, Klapaucjusz, KRed, Maestro, Mroczny Pomiot, Neurocide, Petra Bootmann, Planetourist, Radagast Bury1, Repek, Scobin, solcys, Szept, von Mansfeld, WekT, Xolotl, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę